I bardzo dobrze tym krwiopijcom!
Ktoś wreszcie wymyślił sposób na pozbywanie się tych brzęczących suk w sposób higieniczny i na miarę technologii 21 wieku.Ja z nimi wojuję w każdy letni weekend spędzany na leśnej działce.
Właściwie to nie wojuję. Poddałem się. Nie znoszę lepkości na swym rubensowskim poniekąd ciele, którą pozostawia repelent typu pstryk i nie budziet bzyk.
Nie przepadam także za spiralami, świecami i innymi wynalazkami uniemożliwiającymi wdychanie przesiąkniętego świerkiem powietrza. Wolę mój zen.
Najpierw zaciskam zęby potem wizualizuję sobie coś, nie ważne co byle nie komara i już. Przestaje swędzieć.
Ale jak każda rzecz, mój zen ma swoje granice i szlag mnie trafia gdy wieczorem leżąc grzecznie z rączkami na kołderce obserwuję swoją małżonkę na polowaniu.
Kłap, łup - tą packą po ścianach. Włazi na stołki, poręcze i klepie te ściany jak opętana. A wszystko dla naszego wspólnego dobra przecież.
Teraz to się zmieni.
Jak się okazuje wszystko co potrzebne już mam. Wystarczy wydłubać jakieś części z mojego Playstation 3, kamery, drukarki i latarki aby w ciemnościach obserwować istne gwiezdne wojny.
Muszę to mieć. Zresztą zobaczcie sami.
Zastanawiam się tylko co ze smrodkiem palących się skrzydełek i czy będzie można udostępniać znajomym na Facebooku liczbę zestrzeleń. Gdyby coś jednak poszło nie tak, mam przecież swój zen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz