Komisja Unii Europejskiej przymierza się do wprowadzenia zakazu wyprzedzania autami z kierownicą po prawej stronie. Oczywiście chodzi o te obszary, na których obowiązuje prawostronny ruch drogowy, czyli większość Europy.
I tak sobie siedzę i myślę. Z jednej strony (tej prawostronnej) wyprzedzanie autem z kierownicą po prawej stwarza pewne ryzyko bo najpierw wystawiamy zza samochodu poprzedzającego kawałek naszego auta a dopiero potem uzyskujemy pełną widoczność i przez moment istnieje ryzyko, że nie ocenimy dobrze panującej na drodze sytuacji.
Z drugiej jednak strony, mam pewne wątpliwości co do sensu tego przepisu.
Bo przecież wielokrotnie włączamy się do ruchu z pasa przeciwnego, zza zaparkowanego samochodu i nie dzieje się nic złego.
Dzisiaj sprawdziłem jak to wygląda w praktyce. Na drodze. Przyjrzałem się uważnie czy faktycznie wyprzedzanie innym pasem niż ten po stronie kierowcy, jest tak bardzo niebezpieczne.
Doszedłem do wniosku, że rozsądny kierowca jest w stanie ocenić sytuację i podjąć decyzję o wyprzedzaniu w odpowiednim momencie. Może nawet bardziej będzie się nad nią zastanawiał niż ten, który ma lepszy i szybszy wgląd w sytuację. Przecież w większości przypadków widzimy coś przez szyby innych aut, mamy też kawałek wolnego swojego pasa i możemy się lekko wychylić, zwiększając nieznacznie dystans od auta przed nami zyskujemy wiele metrów dodatkowej widoczności.
Doprawdy nie wiem po co komu taki przepis. To traktowanie kierowców jak idiotów.
Jeśli teraz myślisz - no niektórzy to faktycznie debile - nie mylisz się, ale tym jednym przepisem ich nie wyleczysz.
Jestem skłonny stwierdzić, że zażenowany jazdą za jakimś niedzielnym kierowcą, driver z kierownicą z UK, w pewnym momencie nerwowo nie wytrzyma. Nie wyobrażam sobie tak zorganizowanej wyprawy do Polski. Czy wtedy będę bezpieczniejszy dla innych? Nie sądzę. Po kilku godzinach takiego stresu, będę musiał kogoś zabić, dla relaksu chociażby.
Poza tym, kto i jak miałby egzekwować taki przepis. Dajmy na to w Polsce.
Wyobrażam sobie dzielnicowego w krzakach, który poluje na Anglików, gdzieś pod Rudą Śląską. Najpierw, pieczołowicie wybrał miejsce. Odcinek prosty, skłaniający bezsensownym ograniczeniem prędkości, do wyprzedzania. Potem pobrał z magazynu służbową lornetkę aby odpowiednio wcześnie wypatrzeć auto "bez kierowcy" i czekać aż kogoś wyprzedzi. Następnie upewniwszy się, że pamięta jak jest "mam cię dziadu" po angielsku, przystępuje dzielnie do zatrzymania.
Brniemy w jakąś paranoję.
Co niby Anglicy mieliby z tym począć. Ci którzy wędrują po całej Europie poradzą sobie doskonale, kupując oddzielne auto do zagranicznych wojaży. Będą musieli jednak modlić się aby brytyjski parlament nie uchwalił w odwecie podobnego przepisu w UK bo nie mieliby jak takim autem dojechać do granicy. A może to w ogóle nie chodzi o bezpieczeństwo lecz o próbę powstrzymania Europejczyków od kupowania samochodów z Wielkiej Brytanii? Za tanio by mieli, cwaniaki!
2 komentarze:
Faktycznie takie rzucanie nowych zakazów z rękawa nie jest najmądrzejsze. Ludzie, którzy mają trochę oleju w głowie sami będą wiedzieć jak postąpić a debile sami się wytępią... =P
P.S.Czyżbyś na stałe powrócił na ten blog? ;)
@Johny Wydaje mi się, że tak. Zastanawiam się jeszcze czy podcast też tu przenieść.
Prześlij komentarz